12.6.11

nie rób tego nie patrz powiedziawszy to odwrócił się i ujrzał ją zakłopotaną i zdziwioną obserwowała go piszącego przy sekretarzyku już dłuższy czas sądząc że jej nie widzi on jednak od razu spostrzegł w okiennej szybie odbicie jej opalonego lica wychylającego się zza futryny wiedziała że nie jest mile widziana a jednak bycie wrzodem na dupie sprawiało jej niejako przyjemność teraz kiedy ich spojrzenia spotkały się milcząc uśmiechała się tylko głupio czemu to robisz po co tu przychodzisz zapytał wzruszyła ramionami kiedy wstał żeby zamknąć przed nią drzwi pośpiesznie uciekła usiadł więc próbując pozbierać i posklejać myśli które przed chwilą skutecznie rozbiła pozostawiając je lewitującymi w przestrzeni nad jego głową spojrzał przed siebie w oknie świat malowany był pastelową czerwienią ciepłego popołudnia po chwili w okiennym odbiciu znów ujrzał refleksy zachodzącego słońca tańczące na jej twarzy zamknął oczy a kiedy je otworzył zniknęła odetchnął z ulgą

10.6.11


no tak i znów totalne wewnętrzne rozjebanie spowodowane otarciem się larsa niedoszłego nazisty o geniusz panie i panowie szczęki w dół czapki z głów absolutnie piękne i impresjonistyczno-ekspresjonistycznie mikro-makro wyważone ściskające wnętrzności & zapierające tak że jak mi się wstrzymał oddech w połowie to wrócił jak wychodziłem nawet nie zauważyłem i galop we mgle i szybująca miłość trawiona szybkim płomieniem na życiowym zakręcie i znikający płonący czerwienią miryd wszystkie te subtelności wyżynające się w świadomości pierdolnięcie a potem nic nie było tylko ciary od góry do dołu nawet nie wypada pisać zobaczyć trzeba kropka a nawet trzy

4.6.11

Gdzieś pomiędzy ultrafioletem dusznego klubu i ciosem basu rykoszetującego od jego ścian a bezkresną przestrzenią i nieboskłonem można by umieścić album "Ring" Cameron Merisow znanej szerszej (lub też węższej) publiczności jako Glasser. Już pierwszy utwór bardzo dobrze oddaje eklektyczny charakter reszty kompozycji na płycie. Postmodernistyczny eklektyzm współczesnej muzyki objawiający się melanżowaniem różnych, czasem sprzecznych stylów, spowszedniał jednak na tyle, iż przestał per se wprawiać w zachwyt i aby przykuć uwagę słuchacza, trzeba ciut więcej. A "Ring" to ciut więcej w sobie ma. Jako tło niemalże całej płyty, a zarazem jej najbardziej charakterystyczny element, posłużył szeroki wachlarz etnicznych brzmień, korzeniami tkwiących zarówno na czarnym lądzie, dalekim wschodzie jak i kraju kwitnącej wiśni. Brzmienia te bardzo skutecznie zostały pożenione z - na wskroś współcześnie brzmiącymi - syntezatorami i bitami. Przy czym, jak już wspominałem, album bardzo dobrze odnajduje złoty środek pomiędzy dusznością, sterylnością i stęchłością elektroniki a tym bardziej "naturalnym" instrumentarium, które dodaje brzmieniu przestrzenności i świeżości, a nade wszystko - oryginalności. Melodie są chwytliwe i wpadające w ucho, ale nie banalne i naiwne. Nie raz słychać nawet lekki flirt z muzyką eksperymentalną i minimalizmem. No i w końcu (last but not least chciałoby się powiedzieć) - głos Cameron Merisow, przez niektórych określany jako "anielski", też robi swoje. Ja byłbym może ostrożniejszy z przypisywaniem mu "boskości", co nie zmienia faktu, że dla ucha jest bardzo miły, bardzo dobrze dopełnia muzykę a przywodzi na myśl głos chociażby Natashy Khan (w "Apply) czy Imogen Heap (w "Home") co jak dla mnie jest najlepszą rekomendacją.


2.6.11


selling
your
reason
will
not
bring
you
through