31.8.11


www.brookeshaden.com

do pooglądania - bis fotografii konceptualnej.

Malowanie obiektywem - lubię.

●●●
i do posłuchania
saw things
clearer
once you
were
in my
rearview mirror


●●●
do posłuchania


30.8.11




www.tomchambersphoto.com

Uwspółcześniona i zdigitalizowana reinkarnacja Malczewskiego?
Tylko faunów brak.
Jakby nie było - polecam.

29.8.11

dziś o wszystkim i o niczym właśnie skończył się wygrzebany z czeluści dwu i pół calowego przenośnego dysku Tetro do którego zbierałem się bez przekonania dość długo sam nie wiedząc co zupełnie nie słusznie teraz to wiem zniechęcało mnie od obejrzenia film ma w sobie coś charakterystycznego dla iberoamerykańskiej prozy albo filmu chociażby marqueza i cortazara takie odrealnienie szarej rzeczywistości coś co sprawia że czytając lub oglądając ma się wrażenie otulania przez fabułę ciepłym szalem w chłodne listopadowe popołudnie trochę też było z saury z grą cieni na ścianie tańcem muzyką i almodovara z iberotemperamentem chociażby scena balkonowa z armanim i gitarą boskie! siedzę sobie wpatrując się w okno a właściwie w czarną kurtynę nocy za którą oddycha las i rytmicznie cykają świerszcze z małego laptopowego głośnika sączą się dźwięki burgundy kolejnego cudnego kawałka z genialnej ep-ki warpaint która ostatnim dniami mną rządzi te zanikające i rozmyte w echu dźwięki gitar i eteryczne wokale to takie ambiwalentnie ustępujące lato i nadchodząca nieśpiesznie jesień równie nieśpiesznie zatem puszczam obłoki wiśniowego tytoniu z fajki tego samego wiśniowego tytoniu który niegdyś spalał się tak szybko nieprzyjemnie ciepłym gryzącym w język dymem którego smak starałem się zapomnieć teraz pali się należycie powoli i aromatycznie wypełniając pokój na poddaszu słodkim zapachem dodającym otuchy w otoczonej nicością leśnej chacie której zły urok został już jak się wydaję odczyniony si claro :]


25.8.11




H44PY

=)

19.8.11


Auream quisquis mediocritatem
diligit, tutus caret obsoleti
sordibus tecti, caret inuidenda
sobrius aula.


           
                                                                  Hor. Carm. II.10,5-8


Powoli dochodzę do wniosku, że szczególnie lubuję się wszelkiego rodzaju muzycznych hybrydach noszących znamię oryginalności lub, zaryzykuje stwierdzenie - dziwności. Taka to też oryginalność tudzież dziwność urzekła mnie, jak mniemam, w debiutanckim albumie kanadyjskiej grupy Suuns - "Zeroes QC". Pierwszym kawałkiem, który padł łupem mojego ucha było "up past the nursery" zaserwowane mi (a jakżeby inaczej) przez lastefemowe propozycje. Od pierwszych taktów wiedziałem, że taki (nie)banalny bit musi zwiastować coś niebanalnego. Nie myliłem się. Utwór, jakże oszczędny pod każdym możliwym względem w środki wyrazu, ma w sobie coś tak hipnotycznego, że mogę do niego wracać po wielokroć. Tak więc, zachęcony takim pozytywnym prognostykiem, idąc dalej tym tropem, połasiłem się na cały album. I odkryłem że jest on naprawdę bardzo dobrze wyważoną hybrydą wielu rodzajów dźwięków, których - jak sięgam pamięcią - w takiej konstelacji chyba jeszcze nie słyszałem. Jak dla mnie, najbardziej zjawiskowa w tym zestawieniu jest minimalistyczna elektronika, która brzmieniem przywodzi mi na myśl korzenie gatunków i najprostsze syntezatory, którym wtórują wręcz łopatologiczne bity ("arena" czy wspomniane już "up past the nursery"), aczkolwiek potrafi być również mroczna i psychodeliczna ("PieIX"). Można by rzec, że na tej płycie te elektroniczne brzmienia są mistrzami drugiego planu . Na większości utworów bowiem, na pierwszy plan wybija się brzmienie na wskroś rockowe (co oczywiście niezmiernie cieszy moje uszy). Gitarowe brzmienia oscylują od balladowych brzdąkań ("fear") aż po przesterowane, soczyste i shoegazeowe riffy ("gaze", "pvc"). Dla okrasy tu i ówdzie pojawiają się również saksofon (końcówka "gaze") a nawet organy ("organ blues"). Neurotyczne wokale są kropką nad "i". Od jakiegoś czasu pastwię się już nad tą płytą i z całą odpowiedzialnością mogę już powiedzieć, że jest ona tą, z którą będzie mi się kojarzył sezon letni roku pańskiego 2011.