10.12.11


But – okrycie stopy, kończyny. Jeden z najbardziej istotnych elementów ubioru ludzkiego.

Zwyczajowo buty mają podeszwy i mogą mieć cholewki osłaniające łydki.

Istnieje bardzo wiele rodzajów butów, wykonanych z różnych materiałów, przeznaczonych do określonych celów, różniących się między sobą kształtem, budową, wielkością i technologią wykonania.

Często dodatkowym elementem buta jest wysoki lub niski obcas. Podstawowe elementy składowe buta: flek, obcas, podeszwa, podpodeszwa (brandzel), otok, ściółka (wyściółka), przyszwa, podszewka, obłożyna, cholewka, język, zapiętek, sznurowadło.


Tym razem ani o muzyce, ani o filmie, ani niczym z tych rzeczy, a o temacie od dawien dawna mnie bulwersującym – o kobiecych szpilkach.

U genezy powstania obuwia leżała chęć ochrony ludzkich stóp oraz zapewnienia im komfortu podczas wykonywania codziennych aktywności. U zarania dziejów, w czasach starożytnych, były znacznikami płci, klasy, rasy i pochodzenia. W roku 3500 p.n.e., niższe warstwy społeczeństwa egipskiego pomykały boso. Istniejące jednak malowidła ścienne z tego okresu wskazują, iż ówczesnej arystokracji buty obce nie były. Miały zazwyczaj postać fragmentów zwierzęcej skóry z wiązaniami, które często tworzyły starożytny symbol życia – Ankh. Buty wyposażone w wysoki obcasy używane były zazwyczaj przy obrzędach religijnych. Egipscy rzeźnicy używali natomiast butów na podwyższeniu chcąc uniknąć ubrudzenia stóp kałużami krwi zaszlachtowanych zwierząt.

W starożytnej Grecji, sandały na koturnach, zwane kothomi, były butami na wysokich drewnianych lub korkowych platformach, które wykorzystywane były z umiłowaniem przez aktorów którzy używali różnych wysokości koturny w celu wskazania statusu społecznego odgrywanych postaci.

W starożytnym Rzymie, w którym handlowanie własnym ciałem było legalne, wysokie obcasy kojarzone były z prostytucją.

W czasach średniowiecznych zarówno mężczyźni jak i kobiety, chroniąc swoje delikatne i kosztowne obuwie chadzali na dołączanych doń wysokich drewnianych platformach, unikając w ten sposób ich zniszczenia i zabrudzenia błotem oraz innymi maściami ulicznych nieczystości płynących rynsztokami.

Za początek wysokich obcasów, jako przejawu mody, uznaje się jednak czasy Katarzyny Medycejskiej (1519-1589). Mając zaledwie 14 lat, 1.50m wzrostu i nie grzesząc urodą, została ona wydana za mąż za Henryka de Valois, księcia Orleanu – przyszłego króla Francji. Chcąc zrekompensować swój niski wzrost, oraz utrzeć nos znacznie wyższej kochance swego męża – Dianie de Poitiers, Katarzyna nosiła pięciocentymetrowe obcasy. Jak pokazuje historia, fortel ten niekoniecznie odniósł upragniony efekt, albowiem Henryk II do końca swych dni pozostał wierny swej kochance.

Na początku XVIII w. Ludwik XIV często gęsto nosił obuwie zaopatrzone w wysoki obcas, na którym widoczne były miniaturowe malowidła przedstawiające zwycięskie bitwy. Wydano nawet dekret na mocy którego zabraniano nosić obcasów niearystokratycznym członkom społeczności. Oczywiście żaden, nawet arystokratyczny obcas nie mógł być wyższy od obcasów Króla Słońce.

Pod koniec XVIII w., wraz z nadejściem francuskiej rewolucji obcasy dostały od Napoleona czerwone światło jako symbol nierówności społecznej, następnie zaś w połowie wieku XIX wróciły do łask, tylko po to, żeby na początku wieku następnego popaść w ponowną niełaskę – tym razem z powodu postulatów samych kobiet, które ponad szyk przedkładały ówcześnie komfort.

Ponowny, wielki come back obcasy zawdzięczają francuskiemu projektantowi – Christianowi Diorowi, który – około roku 1950 – wespół z projektantem obuwia Rogerem Vivierem stworzył szpilki (z włoskiego stiletto – sztylet), które od tamtego czasu, w mniej lub bardziej zmienionej formie, zagościły na światowych wybiegach, sprawiając tym samym, że jedna na dziesięć kobiet nosi je co najmniej trzy razy w tygodniu z czego co trzecia przewracając się doznaje różnego rodzaju urazów.

Urazy wynikające z upadków nie sę jednak jedynymi zagrożeniami immanentnie związanymi z umiłowaniem do noszenia obcasów i szpilek. Nasz organizm jest bowiem przystosowany do poruszania się w butach na płaskiej podeszwie, najlepiej anatomicznie wyprofilowanej. Chodzenie w szpilkach zaburza fizjologiczne poruszanie się, w związku z czym dochodzi do pojawienia się zmian zwyrodnieniowych i dolegliwości bólowych w obrębie kręgosłupa, stawów biodrowych i całych kończynach dolnych. „Ostrogi” w obrębie kości piętowej, artretyzm, płaskostopie, halluksy, żylaki, uszkodzenia stawu kolanowego, zwyrodnienia bioder, patologiczne zmiany w obrębie kości miednicy, lordoza lędźwiowa kręgosłupa, rwa kulszowa czy nawet cellulit – to tylko niektóre przypadłości, którymi kobiety mogą okupić swoją miłość do obuwia na wysokich obcasach.

Co zatem sprawia, że buty na wysokich obcasach, a konkretnie – szpilki, z taką a nie inną genezą powstania oraz z takim a nie innym wpływem na zdrowie, są tak przez kobiety hołubione, żeby nie powiedzieć – bronione niczym niepodległość?

Cóż, sam nie do końca będąc pewnym, postanowiłem zaczerpnąć informacji u samego źródła – a więc u niewiast we własnej osobie. Wyniki tego riserczu nie były dla mnie jednak wielkim zaskoczeniem. Wspólnym mianownikiem wszystkich udzielonych odpowiedzi była chęć bycia bardziej seksowną oraz zniwelowanie pewnych swoich „mankamentów”. Na pytanie „dlaczego kobiety noszą szpilki” usłyszałem następujące odpowiedzi:

„...by dodać sobie centymetrów,
wyszczuplić nogi!
dodać seksapilu!
żeby faceci się do nich łasili!...”

„...bo ładniej, seksowniej, szczuplej...”

„...robię to dla siebie - bo lubię wygląd nogi w obcasie czuję się lepiej, pewniej, w konsekwencji mogę się bardziej podobać...”

„...bo są zdecydowanie kobiece i dodają klasy...”

„...noszenie szpilek wywołuje wspaniałe samopoczucie i pewność siebie...”

„...bo to wspaniały dodatek do zgrabnych nóg...”

„...bo nawet takie sobie nogi...
potrafią w nich wyglądać bardzo zgrabnie
(o ile ktoś umie 'ładnie' chodzić;)”

„...bo dodają pewności siebie.... a poza tym są boskie...”


Bazując na powyższym można by dojść do wniosku, iż szpilki są tworem niemal idealnym: kobiety czują się w nich dobrze, seksowniej, bardziej pewne siebie, mniej zgrabne kobiece nogi stają się zgrabniejsze, a zgrabne kobiece nogi ocierają się o absolut. Wszystko to oczywiście nie pozostaje bez wpływu na powodzenie u mężczyzn, którzy padają do kobiecych stóp w szpilkach adorując je w zachwycie. Bosko. Czy aby na pewno?

Przyjrzyjmy się powtarzającym się argumentom. Czy stopa w „szpilce” może czuć się „dobrze”? Biorąc pod uwagę fizjologiczną nienaturalność polegającą na przeniesieniu ciężaru ciała na przednią część stopy, nadwyrężaniu kolan etc. – szczerze wątpię (już nawet pal licho świadomość bardziej długofalowych skutków). Ponownie jednak, ażeby nie być gołosłownym, sięgnąłem do kopalni wiedzy – forów internetowych. Potwierdziły się moje przypuszczenia:

„...tak to już jest – trzeba trochę pocierpieć żeby być piękną...”

„...bolą (w takich typowych szpilkach gdzieś po 2h) a potem to już tylko ciche cierpienie...”

„...a ja chodzę bardzo dużo bardzo długo i zawsze bolą mnie "poduszki" :P 
ale co się dziwić to tak jakby cały dzień stać na palcach :P

„...zaciskamy zęby i idziemy :) ...”


Człowiek, jak wiadomo, posiada niesamowite zdolności akomodacji do otaczających go warunków. Bez wątpienia zatem, do tego rodzaju „cierpienia” jest w stanie przywyknąć. Pytanie tylko – po co?

Czy kobiety w tym „zdecydowanie kobiecym” obuwiu wyglądają zatem bardziej seksownie i są, bądź wyglądają na, bardziej pewne siebie od tych „innych”? Te dwie rzeczy zdają się być ze sobą związane, co – przynajmniej po części – pokazują powyższe wypowiedzi samych zainteresowanych.

Każdy oczywiście inaczej rozumie „seksowność”. Jeśli by natomiast przyjąć, iż bardzo istotną częścią seksowności jest pewność siebie – a śmiem twierdzić, że tak właśnie jest, bez względu na to jaką "definicję" seksowności przyjąć – to wypadałoby rozważyć następującą kwestie. Czy kobieta, która przywdziewa wysoki obcas, ażeby „dodać sobie centymetrów” lub też „uatrakcyjnić swoje mniej zgrabne nogi” to kobieta pewna siebie? Pytanie to pociąga za sobą kolejne, bardziej ogólne: czy osoba, będąca świadoma swoich „niedoskonałości” a jednocześnie w pewien sposób ich nie akceptująca (czego dowodzi chęć ich przykrycia, zniwelowania etc.) może być postrzegana jako pewna siebie? A czy łysiejący mężczyzna, zaczesujący rozpaczliwie resztkę swej czupryny by za wszelką cenę przykryć świecącą glacę jest pewny siebie? Znówuż – nie wydaję mi się. Zaryzykuję zatem stwierdzenie, że o wiele bardziej seksowna i pewna siebie jest kobieta, która – mimo niskiego wzrostu oraz „niezgrabnych” nóg – dobrze czuję się w swoim ciele i nie próbuję tuszować „mankamentów” (które zresztą są rzeczą bardzo względną). Kobieta bez kompleksów, piękna tym naturalnym, właściwym każdej kobiecie pięknem. A po cóż upiększać coś, co jest naturalnie piękne? Dodam jeszcze, że w pełni zgadzam się z Elizabeth Semmelhack – będącej kuratorem Muzeum Obuwia w Toronto – która stwierdziła, iż:

„Moc zaklęta w wysokich obcasach to moc na wskroś seksualna (sexualized). A moc seksualna to moc fałszywa, ponieważ żeby poczuć się seksownie, ktoś musi uważać cię za seksowną. A więc moc ta de facto przynależy do obserwującego.”

Abstrahując od powyższego, trudno mi także uwierzyć, że kobiety mogą czuć pewność siebie (już nawet tę czysto praktyczną), w obuwiu, które w dzisiejszym, pędzącym świecie, bardzo utrudnia im, jeśli nie praktycznie uniemożliwia, szybsze przemieszczanie się, a ponadto obarczone jest wysokiem ryzykiem zaliczenia gleby.

Pech jednak chciał, iż w napędzaniu tego błędnego koła niestety niemały udział mają przedstawiciele płci brzydkiej. "Wysokie obcasy sprawiają większą przyjemność postronnemu widzowi [czyt. mężczyźnie], niż osobie [czyt. kobiecie], która je nosi" (Kinga Dunin – Wysokie Obcasy, 1999). Chęć noszenia szpilek powodowana jest względami estetycznymi: chęcią dodania sobie centymetrów, wyszczuplenia nóg czy dodania seksapilu, etc. ogólnie: zwiększenia wizualnej atrakcyjności. Nie jest chyba tajemnicą, iż atrakcyjność taka ma za zadanie przyciągnięcie uwagi płci przeciwnej i w większości przypadków zadanie to spełnia. Mój przypadek – bo wypada powiedzieć w tym miejscu, że szpilki na kobiecych stopach wywołują na mnie wrażenie wprost odwrotne do zamierzonego – stanowi chyba wyjątek potwierdzający regułę: faceci ślinią się na widok kobiet w szpilkach, widząc w nich obiekt seksualnego pożądania. Co dziwne, kobiety przed takim uprzedmiotawianiem nie protestują. Wręcz przeciwnie. Gotowe są walczyć o prawo do noszenia szpilek [sic!] A przecież, jak pisała Kinga Dunin, tak naprawdę „zwyczaj noszenia wysokich obcasów jest formą przemocy wobec kobiecego ciała porównywalną do zniekształcenia kobiecych stóp w kulturze chińskiej” (patrz tutaj) . Dunin twierdzi ponadto, że patriarchat ubiera kobiety w szpilki, żeby wydawało im się, że są wywyższone, ale jednocześnie, żeby nie podskakiwały (co w wysokich obcasach jest zadaniem trudnym).Mocne słowa, którym nie można jednak nie przyznać po części racji. Możliwe, że kobiety, które zdają się tego nie dostrzegać, nieświadomie posługują się głęboko zakorzenionym, starannie pielęgnowany przez mężczyzn, fałszywym zresztą archetypem kobiety w szpikach jako symbolu seksu, czegoś zupełnie normalnego i korzystnego albo wręcz pożądanego przez same kobiety.

Ja cały czas jednak żyję nadzieją, że kobiety w pewnym momencie ockną się i zrzucą to jarzmo ze swych stóp i o szpilkach oraz wysokich obcasach będzie mówić się w czasie przeszłym podobnie jak o chińskiej tradycji krępowania stóp.

Z dedykacją dla A.P, A.P., oraz wszystkich kobiet lubujących się w tym przeklętym obuwiu xP