29.8.11

dziś o wszystkim i o niczym właśnie skończył się wygrzebany z czeluści dwu i pół calowego przenośnego dysku Tetro do którego zbierałem się bez przekonania dość długo sam nie wiedząc co zupełnie nie słusznie teraz to wiem zniechęcało mnie od obejrzenia film ma w sobie coś charakterystycznego dla iberoamerykańskiej prozy albo filmu chociażby marqueza i cortazara takie odrealnienie szarej rzeczywistości coś co sprawia że czytając lub oglądając ma się wrażenie otulania przez fabułę ciepłym szalem w chłodne listopadowe popołudnie trochę też było z saury z grą cieni na ścianie tańcem muzyką i almodovara z iberotemperamentem chociażby scena balkonowa z armanim i gitarą boskie! siedzę sobie wpatrując się w okno a właściwie w czarną kurtynę nocy za którą oddycha las i rytmicznie cykają świerszcze z małego laptopowego głośnika sączą się dźwięki burgundy kolejnego cudnego kawałka z genialnej ep-ki warpaint która ostatnim dniami mną rządzi te zanikające i rozmyte w echu dźwięki gitar i eteryczne wokale to takie ambiwalentnie ustępujące lato i nadchodząca nieśpiesznie jesień równie nieśpiesznie zatem puszczam obłoki wiśniowego tytoniu z fajki tego samego wiśniowego tytoniu który niegdyś spalał się tak szybko nieprzyjemnie ciepłym gryzącym w język dymem którego smak starałem się zapomnieć teraz pali się należycie powoli i aromatycznie wypełniając pokój na poddaszu słodkim zapachem dodającym otuchy w otoczonej nicością leśnej chacie której zły urok został już jak się wydaję odczyniony si claro :]